Kiedy człowiek staje się dorosły? To narasta niepostrzeżenie, jakby wlewało się po kryjomu do duszy i ciała już od chwili narodzin. Podstępna sprawa. Nic się nie da zrobić. Nie można się zatrzymać, czy cofnąć, żeby cokolwiek poprawić. A może wcale nie trzeba?
Mała, tłuściutka kluseczka skończyła 18 lat, zdała maturę i umówiła się na tatuaż! Ja jestem inne pokolenie, kojarzy mi się to nie najlepiej, ale doceniłam, że dba o mój spokój i umiejętnie przygotowuje na spotkanie z jej NIEODWRACALNĄ DECYZJĄ. Na moje sarkanie wypaliła:
- Przeczytałam kilka doktoratów na ten temat, dlaczego ludzie ozdabiają swoje ciało. Przemyślałam rzecz bardzo gruntownie i chodzi o to, że skoro nie miałam wpływu na to, jaka się urodzę i jak wyglądam, a wyglądam zdecydowanie inaczej niż inni, to chcę mieć na coś wpływ odnośnie własnego wyglądu.
Cóż mogłam na to odpowiedzieć? Że nikt nie ma na to wpływu? Widocznie nie każdemu wystarczy wizyta u fryzjera. Zainteresowałam się wzorem i kolorem (bardzo ładne) i usłyszałam nowe słowo: steampunk. Zawsze jakaś korzyść.
Ten rok zapowiadał się groźnie. Trzecia klasa liceum, 18 urodziny, studniówka i matura. Uważam, że rodzice przechodzą zbyt wiele. Działając wspólnie z tatą Gai, zrobiliśmy dwie uroczystości. Obie z prezentami. Dorosłe dziecko było przeszczęśliwe.
Ledwie złapaliśmy oddech, a już nowe szykowanie. Jestem mamą lękliwą i pełną obaw. Staram się chronić i roztaczam stada parasoli. Bałam się, że obiecana suknia nie dotrze, spóźni się lub ktoś ją ukradnie. Przekonałam dorosłą córkę do wyszukania sukni zadowalającej, tak na wszelki wypadek. Przepiękna nowa suknia została kupiona zawczasu, a obiecana, atłasowa, cała ręcznie szyta i ozdobiona trybikami zabytkowych zegarków dotarła na czas. Z Anglii. I teraz mamy dwie suknie marzeń. Przyjaciel również nie sprawił zawodu i bal studniówkowy udał się wspaniale.
Wszystko świetnie, ale MATURA.
Do języka polskiego przygotowywałam moją córkę sama. Wiecznie balansowałam na linie zwątpień. Jak nauczyć, ale nie przemęczyć? Kiedy do czegoś zapędzić, a kiedy odpuścić? Gaja krwawi z nosa, kiedy za dużo wszystkiego się piętrzy i stres narasta. Bałam się i byłam czujna. Przez cały rok krew nie poleciała ani razu.
Matury to maraton. 12 egzaminów, czasem po dwa dziennie. Spisałam je na wielkiej kartce i przy każdym wyjeździe Gai z domu na bój, wykreślałam na czerwono, żeby widziała, że lista się zmniejsza. Czas płynął, a lista topniała. I koniec tego nastąpił. A kartkę zalaminowałam na pamiątkę, żeby widziała, ile może dokonać.
Ledwie trochę się rozluźniła, przyszła pora bać się wyników, bo to przecież decydują o dalszych losach. Jako mama "ratunkowa", już na tydzień przed terminem wznosiłam rusztowania i podpory psychiczne, bo każdy wie, że może być różnie, mimo wysiłków i starań. Jak tu uchronić moją kruchą istotkę przed rozczarowaniem? Żeby nie myślała, że zawiodła, nie sprostała, rozczarowała, a wiem, że takie myśli krążą wokół jej głowy?
I teraz siedzę pod tymi rusztowaniami i podporami, i nie wiem, po co tak wpadałam w czarnowidztwo. Przecież powinnam wiedzieć, że będzie dobrze. Podobno wszystko jest trudne, zanim nie stanie się łatwe. Łatwo powiedzieć.
18 lat wcześniej
Pewnego dnia urodziła mi się pierwsza córeczka. Była tłuściutka, mięciutka, cała do kochania. Ważyła 3650 g. Bez rączek i nóżki. Jej pufki i ufne sapanie wynagradzały mi wszystko. Odpędziłam od siebie strach o przyszłość. Słuchałam swego serca i wierzyłam, że miłość do Gajki mnie poprowadzi. Przepędzałam ludzi, którzy mieli czarne serca i złe oczy. Jak można patrzeć niechętnie na taki cud? Wszędzie ją ze sobą zabierałam. Wzbudzała różne emocje i uczucia. Kiedy ktoś źle na nią spojrzał i cała kurczyła się ze smutną minką, mówiłam:
- Nie dawaj innym prawa do tego, żeby psuli twoją radość. Jeśli ktoś źle patrzy, to się broń. Wytknij język, zrób brzydką minę. Niech się komuś głupio zrobi i pójdzie w pięty. Tylko nie pluj. Pluć nie wolno.
I chyba wyobrażała sobie to plucie, bo zawsze patrzyła z niedowierzaniem, a potem się uśmiechała i zapominała. Wcale nie było tego dużo. Rosła sobie i z wiekiem psotniała coraz bardziej. Ogłosiła pewnego dnia w szkole swoje credo:
- Przecież nigdzie nie jest napisane, że niepełnosprawne dziecko musi być grzeczne.
Urwała wtedy reflektor w wózku elektrycznym, bo zbyt szybko wchodziła w zakręt i zawadziła o drzwi.
Wszystkie etapy szkolne minęły bezboleśnie. Zawsze byli z nami życzliwi i empatyczni ludzie. Oby każdy miał taką drogę. A teraz sobie po prostu dorosła. Postanowiłam nie przyjąć tego do wiadomości i już. No i niech mi ktoś zabroni.
Ola, mama Gai
PS
Gaja zdała maturę najlepiej w szkole, w nagrodę otrzymała laptop. Poza tym zna język chiński, angielski, niemiecki i rosyjski. I trochę łacinę, której uczyła się z moim Gajuszem.
Nieskromnie dodam: a nie mówiłam?
Gaju, jestem z Ciebie taka dumna! Poznałyśmy się, kiedy miałaś 18 miesięcy, po pięciu sekundach wiedziałam, że dasz radę. Ze wszystkim co sobie postanowisz.
Ciocia Tisa.
Choroba to zawsze duży problem. Nie zawsze jednak musi być przeszkodą do realizacji ambitnych celów. Dzieciaki będące pod opieką Hospicjum Domowego Gajusza dzięki nam rzadziej korzystają z opieki szpitalnej. Sprawdź, jak możesz pomóc.